Scena pierwsza
Obiad. Dość stresujący - chwilę temu jakaś kłótnia pomiędzy dziećmi, najmłodszy płacze. My z Ulą próbujemy ogarnąć chaos. Ja przygotowuje jedzenie Jankowi, Ula - Sarce. Wtem pada z ust Janka pytanie:
- a Sarce też Ty robiłeś obiad?
- nie, Sarce robi mama.
Trzy sekundy ciszy.
A potem fontanna łez. Że on też tak chce, że to niesprawiedliwe i w ogóle. We mnie - hamowane emocje, myśl - ale o co chodzi i przeświadczenie, że tak naprawdę nie o obiad.
I wtedy Ula siada koło niego i w kilku zdaniach dochodzi do sedna.
- Janek, co się dzieje?
- bo ja chcę, żebyś to ty mi zrobiła obiad.
- brakuje Ci mnie ostatnio tak?
- taaak
- Nie bardzo mamy czas na zabawę, wczoraj mnie nie było i chciałbyś, żebym przynajmniej tak coś dla Ciebie zrobiła, tak?
- taak
I potem poszło już prościej. Głęboki oddech, jeden, drugi, trzeci. Poszukanie okazji do wspólnego czasu. I większy spokój w zabawie później… Bo zazwyczaj tak jest, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o uwagę. Zwłaszcza naszym bliskim.
Scena druga
I druga scena - już z wieczora. Idę na spacer z psem i Tymkiem w tuli - ostatnio większość spacerów odbywamy właśnie w ten sposób, w takim zespole. I mamy już swoją trasę przez okoliczne pola.
Wracam już do domu, Tymek śpi, a do mnie przychodzi wiadomość na messengerze od Uli:
"Janek chciał Ci zrobić niespodziankę i przez przypadek zepsuł ci obraz z gabinecie. Strasznie się przejął, więc uprzedzam."
Obrazu mi szkoda, ale czuje, że tam mogło się złamać coś jeszcze. I Janka szkoda mi jeszcze bardziej.
Do domu zostało mi kilkadziesiąt metrów - i w tym czasie myślę jak to wszystko poskładać.
Odkładam Tymka do łóżka, a Janka biorę do gabinetu. Szacujemy straty, patrzymy czy da się to posklejać. Nie bardzo się da.
Trudno.
Więc zabieramy się za te poważniejsze obrażenia.
- Janek, mama mi mówiła, że mi chciałaś niespodziankę zrobić.
- taaak
- a powiesz mi jaką?
Jaś tłumaczy mi o co chodziło.
- I ten obraz się wtedy zepsuł, tak?
- taak…
- Kumam. To teraz chcę Ci powiedzieć jedną bardzo ważną rzecz Jasiu. Chcę, żebyś pamiętał, że nie ma takiej rzeczy, ktora by dla mnie była ważniejsza od Ciebie, od Sarki i Tymka, wiesz?
- aha…
- i szkoda mi tego obrazu, pokombinujemy jak to zrobić, żeby go naprawić. Natomiast dzięki, że przyszedłeś i o tym powiedziałeś, bo to dla mnie też jest ważne.
- aha…
...i kilka słów morału
I gdy teraz siedzę przed komputerem i o tym myślę, to cieszę się, że przeważnie jestem w stanie w takich sytuacjach nie ulec emocjom i rzeczywiście poprzestać na już złamanej ramie obrazu, a nie złamać też naszej więzi. Bo wiem, że nie chciał, wiem, że to dla niego trudne i wiem, że to szansa na zbudowanie pomiędzy nami zaufania i relacji, która za kilka lat zaowocuje tym, że gdy gdzieś po drodze wpadnie w jakieś tarapaty, to będzie w stanie z tym do mnie przyjść.
Jeszcze kilka lat temu nie byłoby to dla mnie proste. Te kilka lat to było uczenie się jak panować nad emocjami. To było uczenie się zadawania odpowiednich pytań i dawania uwagi w taki sposób, by rzeczywiście usłyszeć odpowiedzi. Te kilka lat, to było przekonywanie się, że rzadko chodzi o to co na powierzchni - i uczenie się jak dotrzeć do tego co pod spodem.
I te kilka lat naszej nauki teraz jest w kursie - Chcę Cię usłyszeć. I jeśli takie słuchanie jest dla Ciebie ważne, a u Ciebie emocje biorą górę częściej niż byś chciała lub chciał - to ten kurs może być dla Ciebie. Jeśli tak - to zajrzyj tutaj:
A fotka, którą widzisz na górze - jest właśnie z tego spaceru.